Opowieść o chłopcu z autyzmem
– Widzieliście kiedyś dziecko z autyzmem? – Zapytał nas asystent prowadzący ćwiczenia z pediatrii.
– Nie, nigdy. – Odpowiedzieliśmy zgodnie całą grupą.
Byliśmy dopiero na czwartym roku studiów. Kontakt z pacjentami powoli zaczął się stawać naszą codziennością, ale w dalszym ciągu każdego dnia coś nas zaskakiwało. Dopiero poznawaliśmy pacjentów z problemami, o których wcześniej tylko czytaliśmy w książkach.
Pierwsze lata studiów opierają się głównie na nauce teoretycznej, dopiero później studenci poznają prawdziwą medycynę, zaczynają badać pacjentów i z nimi rozmawiać. Dopiero wtedy przekonują się, że choroby nie czytają książek. W rzeczywistości obraz schorzeń nie jest tak przejrzysty jak w podręcznikach. Jednostki chorobowe nakładają się na siebie, a objawy które powinny być charakterystyczne, albo nie pojawiają się wcale, albo są zamaskowane przez przyjmowane leki.
– Chodźcie, zobaczycie chłopca ze zdiagnozowanym autyzmem dziecięcym. Macie pójść i zebrać wywiad z mamą, ale gdy będziecie rozmawiać skupcie się na tym jak zachowuje się dziecko.
Bardzo często tak jest. Obserwujemy pacjenta wtedy, gdy on się tego nie spodziewa. Rozmawiając z jedną osobą na sali chorych, zerkamy na drugą. Bardzo często ten drugi pacjent będzie wtedy całkiem spokojnie leżeć, a kaszel czy duszność pokaże nam dopiero gdy zobaczy, że zwracamy na niego uwagę. Podzielność uwagi to bardzo przydatna cecha w zawodzie lekarza. Często chodzi o to by odróżnić to co symulowane, od prawdziwych objawów. Teraz przyczyna naszego podglądania była inna. Żadna mama nie chciałaby, żeby nagle na jej salę weszło kilkoro studentów tylko po to, by patrzeć na dziecko – dziecko z zaburzeniami. Jednak studenci muszą się uczyć. Dlatego idziemy zebrać wywiad i uzupełnić formularze. To będzie dla rodzica mniej przykre w tej trudnej sytuacji, jaką jest pobyt w szpitalu. Na dziecko popatrzymy przy okazji.
– Dzień dobry, jesteśmy studentami 4 roku czy możemy zadać Pani kilka pytań. – Powiedziałam prawie automatycznie wchodząc na salę.
– Tak, proszę pytać. – Odpowiedziała mama naszego małego pacjenta. Wtedy, gdy ten bawił się na swoim szpitalnym łóżku samochodami.
Zaczęliśmy więc pytać o wszystko. O przebieg ciąży, poród, o to kiedy zaczął siadać, jak często choruje. Trwało to dobrych kilka minut. Nie są to pytania zadawane bez celu, są potrzebne do diagnostyki dziecka. Lekarze i studenci nie zadają ich bo im sie nudzi, ale by naprowadzić się na właściwy trop. Podobno dobrze zebrany wywiad to 80% sukcesu w zdiagnozowaniu co dolega pacjentowi.
Mama naszego pacjenta widać było, że przeszła to już nie raz. Sprawnie recytowała daty pierwszych kroków, wyrzynania zębów i wypowiedzianych słów. Pacjent był dużo mniej wyrozumiały. Zacząć się denerwować, rzucać samochodzikami i marudzić. Dla dzieci z zaburzeniami ze spektrum autyzmu to normalne, często występują u nich trudności w panowaniu nad emocjami, czy nawet agresywne zachowania.
– Już zaraz kończymy, jeszcze tylko kilka ostatnich pytań. – powiedziałam do mamy.
– Czy syn był szczepiony zgodnie z kalendarzem szczepień? – Zapytała wtedy moja koleżanka Monika
– Nie. – Powiedziała krótko mama.
– Dlaczego? Czy jest na coś przewlekle chory?
– Bałam się, że dostanie od szczepionek autyzmu.
Szczepionki nie wywołują autyzmu. Nie udowodniono, aby istniał związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy szczepieniami, a występowaniem autyzmu. Jest to jednak bardzo popularny mit, na który powołują się rozmaite organizacje antyszczepionkowe. Skąd wziął się ten mit?
O tym możecie przeczytać tutaj: Artykuł o szczepionce MMR
Lek. Katarzyna Woźniak